Mrozu nie ma, wygląda na to, że Boże Narodzenie będzie deszczowe. Jak tak dalej pójdzie, to śnieg będzie moim wspomnieniem z dzieciństwa. Szczerze mówiąc wolałabym mróz niż +4 stopnie jak dzisiaj. Przede wszystkim mróz wytłucze bakterie i katar po spacerze znika wraz z kurtką pozostawioną na wieszaku. Cera po mroźnym spacerze też jest fajniejsza. Naturalne rumieńce, lepsze krążenie. Jedyne, o czy trzeba pamiętać, to dobry krem do twarzy.
W oczekiwaniu na minusową temperaturę uzbroiłam się w treściwy krem. Tym razem mój zimowy krem to Nikel z wyciągiem z kwiatu Immortelle. Ta nazwa zawsze mnie intrygowała. Immortelle znaczy nieśmiertelny, ale brzmienie wyrazu kojarzy mi się z mordowaniem. Ale poza tym językowym niuansem zawsze chciałam mieć krem, który zawiera wyciąg z kwiatu, który nigdy nie więdnie. Poczytałam sobie, że wyciągi z komórek Immortelle zawierają wyjątkowo silne aktywne składniki przeciwdziałające starzeniu się skóry.
W kremie Nikel poza tym ekstraktem jest olej ze słodkich migdałów, roślinna gliceryna i masło shea, więc nie obawiam się o zapychanie. Pełna lista składników wygląda tak:
Składniki (INCI): Aqua, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Glycerin (vegetable origin), Cetearyl Alcohol*, Butyrospermum Parkii Butter*, Propylheptyl Caprylate (plant derived), Dicaprylyl Carbonate*, Benzyl Alcohol*, Pentaerythrityl Distereate, Tocopherol*, Sodium Stearoyl Glutamate* Sodium Poliacrylate, Phospholipids (plant derived)*, Parfum, Dehydroacetic Acid*, Sphingolipids*, Helichrysum Italicum (Immortelle) Flower Oil*, Benzyl Benzoate**
*składniki organiczne według standardów EcoCert
**naturalne olejki eteryczne
W instrukcji obsługi kremu napisali, że sprawdzi się na noc, ale ja go właśnie używam na dzień, kiedy idziemy sobie na rodzinny spacer i spędzam nieco więcej czasu na dworze niż przejście z samochodu do biura. Nie wypróbowywałam tego kremu pod makijaż, bo zwykle dłuższe spacery odbywam w weekendy, kiedy odpoczywam nie tylko od pracy, ale i od makijażu. Tak więc nie powiem Wam, czy się sprawdza pod makijaż. Natomiast sprawdza się solo. Łatwo się nakłada, ma w sam raz konsystencję (nie jest specjalnie tłustym kremem mimo bogatej konsystencji), w miarę szybko się wchłania. To nie jest krem ukręcony w domowym laboratorium, tylko porządny ekologiczny kosmetyk dobrej jakości.
W kremach nie eksperymentuję z małymi manufakturami, które po domowej roboty peelingach i mydłach postanowiły pójść o krok dalej i robią kremy. Na swojej twarzy w ten sposób nie eksperymentuję. Tutaj boję się ryzykować, dlatego nie boję się inwestować. Zresztą krem nie jest jakoś masakrycznie drogi – 85,90 zł za 50 ml. Teraz czekam na jakiś mróz albo przynajmniej zero stopni. Choć prognoza do końca roku mówi, że będzie deszcz, a nie śnieg. Mimo wszystko Wesołych Świąt!