Dawno nie pisałam o kosmetykach dla dzieci, więc czas na przegląd kosmetyków dla maluchów. Moja córeczka ma to szczęście, że od urodzenia ma do czynienia wyłącznie z kosmetykami naturalnymi.
Przede wszystkim dla mnie poza łagodnymi składnikami, kluczowy w kosmetykach dla dzieci jest brak zapachu. Dlaczego to takie ważne?
Dzieciom zapach nie jest potrzebny. Sztuczny jest szkodliwy i irytujący, a z kolei na olejki eteryczne dzieci powinny poczekać – jeśli nie do 7-go roku życia (optymalnie), to przynajmniej do 3-go roku życia. Sztuczny zapach to głównie szkodliwe ftalany, które dla dzieci są szczególnie niebezpieczne.
Nie rozumiem zupełnie matek, które zarzucają kosmetykom naturalnym dla dzieci nieatrakcyjny zapach (sama słyszałam takie zarzuty). Jeśli same chcą mieć intensywnie pachnące kosmetyki, niech nie mieszają w to swoich dzieci. Bo dzieci zapachów w kosmetykach nie potrzebują i wcale się ich nie domagają.
Z tego względu staram się ograniczyć używanie moich własnym perfum w domu do minimum (używam perfum przed samym wyjściem z domu, żeby zapach nie „chodził” po domu). Nie używamy też w domu żadnych innych sztucznych zapachów typu odświeżacze powietrza, płyny do płukania tkanin (te słodkie pachnące misie są fajne tylko w reklamie, a nie w życiu).
Dlatego właśnie kosmetyki dla dzieci dla mnie powinny być absolutnie bez żadnego zapachu. Oczywiście mają też mieć dobry skład. Tutaj poprzeczkę stawiam bardzo wysoko, bo nie chcę eksperymentować na młodej delikatnej skórze dziecka. Skład ma być lepszy niż kosmetyki dla mnie. I takie właśnie – bez zapachu i z bardzo dobrym składem – są kosmetyki Balm Balm. Certyfikowane (Soil Association) kosmetyki z Wielkiej Brytanii, które w większości słyną z aromaterapii, mają też świetną linię bezzapachową, która nadaje się nie tylko dla dzieci. U nas do nabycia w sklepie matique.pl
Aktualnie używamy z Tosią (tak, ja też ich używam) oliwki i kremu. Oliwka jest w sprayu, dzięki temu się nic nie wylewa, nawet gdy moja córeczka sama chce jej używać (czyi ja muszę psiknąć, a ona sama rozsmarowuje). Krem używamy na drobne otarcia, do twarzy, do ust. Krem ma dość zwartą konsystencję, dzięki temu jest wydajny, bo nie da się go zbyt łatwo rozsmarować (co jest akurat zaletą tutaj). Jest świetny pod pieluszkę. Sama używam tego kremu do skórek wokół paznokci i do czesania (czy stylizacji, jak kto woli) brwi. Krem oparty jest o masło shea, które jest bardzo dobrze ubite, nie jest twarde, ale właśnie daje odpowiednio zwarty balsam. Oto pełny skład:
Składniki / Ingredients (INCI): butyrospermum parki (shea nut) fruit, beurre de bassie), helianthus annuus (sunflower) seed oil, huille de tournesol), cara alba (beeswax, cire d’abeille), simmondsia chinesis (jojoba) seed oil, huille de jojoba), calendula officinalis (marigold) flower extract, huille de calendula).
Skład oliwki też jest bardzo fajny:
Składniki / Ingredients (INCI): Prunus Persica Kernel Oil, Oenothera biennis Oil, Simmondsia chinensis Seed Oil, Rosa canina Fruit Oil, Calendula officinalis Flower Extract.
Oliwki używam okazjonalnie do ciała (jak Tosia nie widzi, bo ma pretensje, że to przecież jej). W sumie to seria Mother & Baby, więc mam jakieś tam przyzwolenie.