Ta marka ma 10 lat i wciąż pamiętam, jak kupowałam pierwsze mydła z niewielkiej manufaktury z Kamienia Pomorskiego. Dziś oprócz mydeł są kosmetyki do pielęgnacji, olejki, a nawet biodegradowalny brokat bez plastiku. Moje ulubione mydła to ryż (mydło prawdziwie hipoalergiczne, 100% składników pochodzenia naturalnego, bez dodanego zapachu i bez olejków eterycznych), nagietek i lawenda. Koleta poleciła (a dokładnie podpatrzyłam u niej na story) nawilżający balsam do ciała z panthenolem, który nie ma tłustej konsystencji.


Używają też syntetycznych kompozycji zapachowych (ale nigdzie w składzie nie ma kontrowersyjnych składników), więc ten sztuczny zapach (parfum w składzie) może być dobrym rozwiązaniem dla początkujących z naturalnymi kosmetykami. Bo ja tam najbardziej lubię naturalny zapach oleju z nasion czarnej porzeczki, ale taki to już mój specyficzny nos przyzwyczajony do naturalnych zapachów od lat. Lubię sobie posmarować tym olejem dłonie i skórki wokół paznokci, a potem sobie wącham wierzch dłoni (nie zapraszam do komentowania).

Balsam-maska do ust jest najlepszym balsamem na miodzie, jaki miałam. W zasadzie to trudno powiedzieć, że to balsam na miodzie, bo tam jest też lanolina, wosk pszczeli, olej słonecznikowy, jojoba, mocznik, propolis, ekstrakty: burak, granat, algi, skwalan, witamina E i panthenol. Przy okazji uwaga: osławiony balsam do ust na miodzie Tisane nie jest kosmetykiem naturalnym.

Śliwka – peeling do ciała nazywa się śliwka nie dlatego, że jest o zapachu śliwki, tylko dlatego, że olej z pestek śliwki jest na drugim miejscu listy składników, zaraz za cukrem. Dalej jest masło shea, maslo kakaowe, olej ze słodkich migdałów, makadamia, z awokado i z pestek winogron. Przyjemnie drapie (ale nie tak ostro jak sól) i nie trzeba już używać balsamu do ciała.