Lektura książki o szkodliwości pszenicy i pszenicznym brzuchu wciąż przede mną, ale postanowiłam już sprawdzić, czy da się zjeść chleb bez mąki. I nie mam na myśli razowego, orkiszowego, czy innego ciemnego chleba, tylko prawdziwy chleb upieczony bez dodatku mąki.
O dziwo, nie musiałam szukać długo. Znalazłam na lokalnym ryneczku. Kupiłam mały kawałek. Bardzo ciężki, zwłaszcza w porównaniu do lekkich pszennych bułeczek. Myślałam, że będzie się rozpadał, kruszył i będzie bez smaku. Nic podobnego. Fakt, że ma mnóstwo ziaren, co oznacza, że jeden kęs żuje się tyle, co całą pszenną bułkę. Najciekawsze jest jednak to, że ten chleb mi bardzo smakował, choć całe życie byłam przyzwyczajona do pszennego pieczywa. Nie jest to oczywiście smak francuskiej bagietki, ale chleb bez mąki okazał się zakakująco dobry.
Znalazłam też go w delikatesach na stoisku z pieczywem. Okazało się, że klienci coraz częściej pytają o pieczywo bez mąki. Ludzie mają dość odgrzewanego w Biedronce i Lidlu półproduktu mrożonego, który trudno nawet nazwać chlebem. Dzisiejsza pszenica nie jest już taka sama jak choćby 50 lat temu. Rozważam całkowitą rezygnację z pszenicy. Pewnie od czasu do czasu i tak zjem pizzę, czy pastę, ale codzienną kanapkę mogę zmienić na bezmączną.