Kiedy we wrześniu zrobiłam to zdjęcie, dopiero zaczynałam używać dwóch kosmetyków Beyond Organic Skincare z Warsztatu Piękna. Tonik już całkowicie zużyłam, a dezodorant właśnie się kończy. To dobry czas na recenzję obu kosmetyków. A przy okazji wspominam ciepłe wrześniowe popołudnie nad jeziorem Garda, gdzie wówczas zawiozłam oba kosmetyki, żeby im zrobić zdjęcie;)
Zacznę od dezodorantu, bo to trudniejszy temat. Toczą się dyskusje w internecie na temat ekologicznych dezodorantów, aluminium, skuteczności (często wątpliwej) i desperacji fanek kosmetyków naturalnych, które szukają produktu idealnego z idealnym składem i najlepiej w cenie do 15 złotych. Odpowiadam od razu – takich dezodorantów nie ma. W ogóle nie ma tanich kosmetyków naturalnych z bardzo dobrym składem. To się po prostu wyklucza. Nie można zrobić kosmetyku super jakości i sprzedawać go w cenie zwykłego masła shea (do tego najczęściej rafinowanego).
Wróćmy jednak do moich dzisiejszych kosmetyków. Oba są w cenie poniżej 70 zł. Czy to dużo, czy mało – odpowiedzcie sobie same. Ja cenię sobie wysoką jakość i skuteczność. Dezodorant Beyond Organic Skincare jest w kulce, czyli klasyka gatunku. Zawiera ałun potasowy (potassium alun). Tu zaraz zaczną się pytania i wątpliwości co do tego ałunu. Tak, tak… Też czytałam, że ałun jest bardzo podobny do aluminium i dlatego nie powinien się znajdować w eko dezodorantach. Z drugiej strony znam firmę Beyond i wiem, że są bardzo ortodoksyjni, jeśli chodzi o skład. Tam nie ma lipy, tylko drogie składniki, naprawdę wyselekcjonowane. Dlatego postanowiłam zaczerpnąć wiedzy u źródła, o co chodzi z tym ałunem.
Zawartych w tym dezodorancie soli mineralnych ałunu potasowego nie wolno wrzucać do tego samego worka, co glin i aluminium. Dlaczego? Bo cząsteczki ałunu mają negatywny ładunek jonowy, przez co nie są w stanie przejść przez ściany komórkowe, czyli nie wnikają w skórę. Dlatego ten ałun nie będzie się kumulować w organizmie, co ma miejsce w przypadku glinu. Nie jestem chemikiem, ale to wyjaśnienie do mnie trafia.
Dlaczego tyle o tym pisze? Bo ten dezodorant działa. To prawda, że nie sprawdzałam go w największych upałach. Zaczęłam go używać we wrześniu, ale aż do dziś sprawdza się bardzo dobrze. Przy okazji widać, że jest ekonomiczny – to małe opakowanie starcza naprawdę na długo. A sam dezodorant działa przez cały dzień. Nie ma zapachu, nie zostawia żadnych smug na ubraniu. Jest neutralny, co mi bardzo odpowiada. Zaliczam go do swoich dezodorantowych faworytów i polecam z czystym sumieniem.
Obok dezodorantu nad basenem stoi tonik Beyond o lekko ziołowym zapachu. Mój nos lubi taki zapach, ale wiem, że nie każdemu może on odpowiadać. Trzeba do niego dojrzeć, czyli odzwyczaić się od sztucznych zapachów chemicznych. Wtedy docenia się to zielsko. Poza tym ten zapach sprawa, że ja od razu lepiej się czuję i mam wrażenie, że moja skóra szybko chłonie ten tonik. Są toniki, które pozostawiają na skórze coś w rodzaju smugi, jakieś warstwy. Ten taki nie jest. Skóra go pije, od razu i w całości.
Na początku stosowałam spryskiwacz, ale z czasem… się zepsuł, więc zmuszona byłam przerzucić się na wacik. Nad opakowaniem trzeba jeszcze trochę popracować, ale prosty, a zarazem bogaty skład (tylko 5 składników) to rekompensuje. Uważam wręcz, że mógłby być droższy, bo w takiej Sephorze pierwszy lepszy chemiczny tonik Clinique z byle jakim alkoholem kosztuje drożej.
Marka Beyond jest dla mnie wyjątkową marką niszową, nawet jak na kosmetyki naturalne, bardzo wysublimowaną i dopracowaną. Oni mają gdzieś PR, opakowania, czy marketing sieciowy. Nie znajdziecie blondynek na instagramie z ich kremami przy twarzy. Po prostu robią kosmetyki bardzo dobrej jakości i tyle. Mają proste składy, ale nikt ich nie podrabia, bo wcale nie jest tak łatwo zrobić te kosmetyki. To pielęgnacja dla zaawansowanych. Nie dla każdego.