Wbrew pozorom nie będzie kontrowersyjnie. To tylko imię założycielki marki kosmetyków ekologicznych z USA Suki Kramer. Niestety niedostępne w Polsce, ale można zamówić przez internet.
Pierwszym produktem, z jakim się zetknęłam z tej marki, był cukrowy peeling do twarzy. Cud, miód i orzeszki. Cukier się rozpuszczał w dłoniach, a peeling pachniał cytrynowo. Tym razem koleżanka przysłała mi próbki szamponu i odżywki. Wszystko fajnie, ale kto wpadł na pomysł, żeby produkować takie mini opakowania próbek szamponu?! Użycie szamponu (żeby umyć włosy, a nie namydlić pół grzywki) wymaga skomplikowanej logistyki. Trzeba przeciąć co najmniej 5 opakowań próbek, postawić je w pionie, żeby szampon nie wyciekał, a więc najlepiej oprzeć o jakiś inny kosmetyk na wannie (pod prysznicem chyba bym nie dała rady). Następnie wchodzimy do wanny, moczymy włosy, bierzemy te 5 próbek naraz i naraz wyciskamy szampon na dłoń. Ufff…. łatwo nie jest. Podobny zabieg trzeba powtórzyć z odżywką.
Po wypróbowaniu stwierdzam, że to bez sensu. Namęczyłam się, łapałam resztki szamponu i odżywki z tych próbek. Zniecierpliwiona nie skupiłam się na doznaniach związanych z użyciem tychże kosmetyków. Zapamiętałam jedynie, że szampon był lepszy niż odżywka, która miała papkowatą konsystencję i spływała z włosów.
Suki, próbki tak, ale nie produktów do włosów, chyba że to będą miniaturki w buteleczkach.