Wiosna, wiosna, a w górach śnieg!
Będąc na nartach przeglądałam sobie narciarską modę w polskim ELLE (tak wiem, to numer lutowy, ale mam opóźnienie w czytaniu). Jeżdżę na nartach od lat, więc tym bardziej zainteresowała mnie okładkowa zajawka – spodziewałam się nowości i trendów w narciarskim ubiorze. Otwieram sesję, a tu intrygująca niespodzianka: czepek kąpielowy, poncho, drewniane narty z muzeum i buty, których użycie na stoku grozi złamaniem nogi.
Wywnioskowałam z tego, że stylistka, która wymyśliła taką sesję, nart nigdy w życiu nie widziała, a tym bardziej nie była na stoku w zimie. Najpierw rzucił mi się w oczy czepek Miu Miu, który pojawia się w kolekcjach wiosennych (sic!) na wybiegu. Ja nie wiem, jaką rolę na pełnić na 3000 metrów, bo na tej wysokości guma tak wyziębi głowę, że po 10 minutach można wracać kolejką na dół z zapaleniem płuc. Przyczyni się do tego również wełniany kombinezonik – będzie mokro, zimno i przewiewnie. Nereczki (puchówka odpowiednio krótka) również ucierpią.
Ale rozumiem, że nie wszyscy, którzy wyjeżdżają na urlop w góry, jeżdżą na nartach. Widziałam we Włoszech panie odziane w efektowne futra i lanserskie kożuchy, które wjeżdżały wyciągiem w celu napicia się prosecco (względnie szampana) i podziwiały widoki na leżaku. Ale one też nie miały na głowie kąpielowego czepka i były szczelnie okryte – bo jak się człowiek nie rusza, to mu raczej zimno.
Sesja miała tytuł zima w stylu retro na stokach i na ulicach miast. Uprzejmie informuję, że na stokach austriackich proponowany trend się nie przyjął. W mieście stołecznym Warszawa też nie widziałam nikogo podobnie ubranego. Z niecierpliwością oczekuję w ELLE sesji letniej w nadmorskiej scenerii.