Było sobie drzewo o nazwie Manuka, które rosło tylko w Nowej Zelandii. Przyleciały do niego pszczoły i wyprodukowały super miód, który okazał się dużo zdrowszy niż zwykły miód. Ma znacznie większe działanie antybakteryjne, działa na układ pokarmowy i odpornościowy.
Kiedyś zamiast się zaszczepić na grypę, jadłam codziennie jedną łyżeczkę tego miodu. Przy czym nie wystarczy tak po prostu połknąć łyżeczkę. Trzeba ten miód powoli rozpuszczać w ustach, co nie jest wcale łatwym zadaniem. Normalny miód zalewam na noc wodą i rano piję na czczo. Manuka jest za drogi na takie rozcieńczanie. Nie wrzucam go również do herbaty, bo gorąca woda pozbawi go cennych właściwości. Teraz biorę sobie jedną łyżeczkę, kiedy mi się przypomni, tak bardziej profilaktycznie, na wzmocnienie odporności przed jesienią. Mogłabym go również używać bezpośrednio na twarz, ale tak się składa, że mam go też w kremie do twarzy.
Krem Dr. Organic z miodem manuka używam jako kurację po wakacjach. Ma lekko miodowy przyjemny zapach. Jest tłusty, ale dobrze się wchłania. Stosuję go raz dziennie na dzień i dzięki temu nie mam przesuszonej po lecie cery. Krem łagodzi drobne wypryski i porządnie nawilża. Resztki kremu wsmarowuję w skórki wokół paznokci, które często mam suche. Słoiczek szybko schodzi, ale wystarczy na tyle, żeby przygotować skórę na chłodniejsze dni.