W dzieciństwie katalogowałam swoje książki i nawet je ponumerowałam wpisując długopisem nadany przeze mnie numer na pierwszej stronie każdego egzemplarza. Wieczorem leżąc w łóżku wpatrywałam się w postawianie grzbiety książek i bardzo lubiłam ten widok. Dziś zamiast biblioteczki mam dziecięce łóżeczko, a na półkach ubranka. Książki czekają skulone na lepsze czasy (jeszcze nie wiem, kiedy nadejdą, bo jakoś się nie zanosi aktualnie;)) Ale w dobie nowych technologii połknęłam bakcyla na elektroniczne gadżety i moja domowa biblioteczka z dnia na dzień stała się uporządkowana i całkiem pokaźna.
Choć nie zajmuje dużo miejsca, jest naprawdę imponująca, mimo że na to nie wygląda. Jestem fanką dwóch elektronicznych nośników – to audiobooki i czytnik kindle. Formaty różnią się od siebie i mają zupełnie inne przeznaczenie. Audiobooków zaczęłam słuchać jakiś czas temu, gdy złamałam rękę i w ramach rehabilitacji codziennie wykonywałam monotonne ćwiczenia na wzmocnienie mięśni po gipsie. Słuchawki na uszach pomogły mi ten czas przetrwać. Ręka wyzdrowiała, a słuchawki zostały ze mną do tej pory. Najpierw słuchałam książek na iPhonie, ale bateria szybko padała, więc zakupiłam iPod, do którego wgrywam tylko i wyłącznie audiobooki (słuchać muzyki przez słuchawki przestałam już wiele lat temu).
Zaletą audiobooków jest to, że można ich słuchać i jednocześnie robić jakieś inne czynności. Obecnie standardem jest dla mnie słuchanie książek na spacerze z dzieckiem. Zamiast siedzieć na ławce z książką w ręku (i marznąć) wolę spacerować i słuchać. Przez długi czas po porodzie to była jedyna możliwość przeczytania jakiejkolwiek książki, bo zwyczajnie inaczej nie miałabym czasu na czytanie. Polecam też słuchanie książek podczas prasowania, sprzątania łazienki, itp. Z odkurzaniem będzie gorzej, bo szum odkurzacza będzie zagłuszać głos lektora. Poza tym audiobooki zrobiły się popularne i czytają je znani aktorzy i naprawdę bardzo przyjemnie się tego słucha. Mam nawet swoich ulubionych lektorów, do których należy m.in. Krzysztof Gosztyła, czy fantastyczna Anna Maria Buczek (polecam szczególnie Królową Południa w jej wykonaniu). Jeśli chodzi o zbiory, to audiobooki wymagają jedynie wolnej pamięci komputera. Nie wiem, ile aktualnie ich mam, bo po mniej więcej 150 przestałam liczyć.
Kindle to zupełnie inna bajka. Tu nie słuchamy, tylko czytamy, ale na ekranie. Kindle wybrałam ze względu na dobre opinie i nieświecący ekran, dzięki czemu czyta się jak gazetę i oczy się nie męczą. Najpierw ściągnęłam sobie książki po angielsku dotyczące kosmetyków i zdrowej żywności. Jest kilka świetnych (i darmowych na amazonie) poradników dotyczących np. sposobów zastosowania oleju kokosowego. Kindle jest poręczny, lekki i nadaje się w podróż samolotem, czy pociągiem, bo szum uniemożliwia słuchanie audiobooków (chyba że ktoś zainwestuje w super drogie słuchawki z redukcją zewnętrznego szumu). Nawet nie wiem, ile książek mieści sam kindle, ale archiwizować też można oczywiście na komputerze. Nie ukrywam, że w audiobookach jestem bardziej zaawansowana, ale z przyjemnością zgłębiam tajniki kindla.
Oczywiście nie zamierzam wyeliminować tradycyjnej (jak to zabrzmiało!) drukowanej książki, ale zamiast tracić miejsce na opasłe kryminały (które bardzo lubię), wolę ich posłuchać. Audiobooki i czytniki nie zastąpią mi na pewno literatury fachowej, gdzie zaznaczam, podkreślam i się uczę. Tu zawsze wygra druk. Ale dziś pochwalę się moją minimalistycznie wyglądającą biblioteczką, w której jest mnóstwo naprawdę świetnych książek. Właśnie skończyłam 1Q84 Murakami. A Wy co teraz czytacie albo słuchacie?