Chciałam się z Wami podzielić moja opinią na temat dwóch polskich eko kosmetyków:
pomarańczowe masło do ciała Nacomi i solny peeling od Purite

Oba mi się spodobały, choć trzeba wiedzieć, czego się po nich spodziewać, bo po pierwsze peeling peelingowi nie równy, a i masła bywają różne.

Zacznę od peelingu Purite. Dość długo czekał, aż się za niego zabiorę. Pierwsze wrażenie, to ciężki szklany słoik. Miałam wrażenie, że w środku są kamienie zamiast kryształków soli. Poza tym trochę się tej soli obawiałam, że będzie ostra, drapiąca i piekąca. Ale z drugiej strony dzięki temu mam bardziej wygładzający peeling, a nie takie tylko mizianie mikro-drobinkami malinowych, czy innych pestek. Skład był bardzo obiecujący, więc postanowiłam się zmierzyć z ciężkim słoikiem. Swoją drogą trzeba go stabilnie postawić, żeby nie spadł do wanny, gdzie mógłby narobić szkód mnie i wannie. Mieszanki soli i olejów zawsze mnie zachęcają. I tym razem nie byłam rozczarowana. Wręcz przeciwnie – byłam zachwycona. 

Z góry uprzedzam, że peeling jest dość ostry i drapie. Za to świetnie wygładza i nawilża. Natychmiastowy efekt na stopach, kolanach i łokciach. Wszystko gładkie, miękkie i lekko tłuste. W związku z tym nie ma potrzeby stosowania po peelingu balsamu do ciała. Zapach solno-olejowy bardzo mi odpowiadał. Trzeba uważać z dekoltem na zaczerwienienia, więc lepiej szorować uda, a nie biust. Co ciekawe, łatwo się spłukuje z wanny i nie wymaga jej natychmiastowego mycia, jak to mam w przypadku peelingów cukrowych, które się zwykle rozłażą i zostawiają tłustą warstwę. Peeling polecam, jeśli chcecie konkretnego wygładzenia, lekkiego szorowania i poprawienia krążenia. Nie codziennie, ale raz na jakiś czas szorowanie się przyda, zwłaszcza przed latem. 

Drugi zużyty przeze mnie kosmetyk to masło do ciała Nacomi z olejem macadamia i olejkiem pomarańczowym. Zapach pomarańczowy jest naprawdę urzekający i trzyma się na skórze. Konsystencja masła jest twarda, co nie każdemu może odpowiadać, bo takie masło nie będzie się szybko rozsmarowywać na ciele i błyskawicznie wchłaniać. Trzeba się z nim trochę napracować. Za to jest świetne do kolan, łokci, dłoni i stóp. W pewnym momencie tak właśnie zaczęłam je używać, a gdy już się kończyło, wcierałam w skórki wokół paznokci. Ważne dla mnie jest to, że masło jest prawdziwym masłem, bo głównym jego składnikiem jest masło shea. Żadne tam gliceryny. 

Oba kosmetyki mają świetny skład i są polskie. Wiem, że teraz jest moda na polskie kosmetyki, gdzie w każdej prasie kobiecej pokazuje się kosmetyki made in Poland. Przy czym dla mnie nie wystarczy polska etykieta. Liczy się przede wszystkim skład. Tym bardziej cieszy, że na rynku mamy coraz więcej świetnych jakościowo eko kosmetyków. Jeszcze kilka lat temu ten wybór był znacznie mniejszy.