Szykują się upały, ale nie będę leżeć plackiem na plaży. Raczej będziemy się chować przed słońcem z moją córeczką, ale o kremie z filtrem nie zapominamy. W tym roku zrezygnowałam z osobnego kremu do twarzy, do ciała i dla dziecka. Mamy jeden dla całej rodziny, przede wszystkim odpowiedni dla dziecka, a potem dla reszty. Zwykle po sezonie zostaje mi trochę kremu w tubce i martwię się, że zaraz się zepsuje, zjełczeje albo zmieni konsystencję i nie będzie się już nadawał do użytku. Z Pat&Rub nie będzie tego problemu, bo krem jest w opakowaniu air-less. Pompka bez powietrza wyciska odpowiednią porcję kremu, dno wędruje do góry, dzięki czemu wiem, ile jeszcze kremu zostało. A do tego jestem w stanie zużyć całe opakowanie bez rozcinania tubki i tych wszystkich oszczędnościowo-sknerowanych ceregieli. Krem do nabycia jest w Sephorze, ale tam trochę przerażają mnie podświetlane półki, bo mam wrażenie, że kosmetyki się na nich gotują. Lepiej kupić przez internet: http://www.patandrub.pl

Z Laverą w Polsce wciąż jest problem, przynajmniej jeśli chodzi o sklepy stacjonarne. Wyczytałam jakiś czas temu, że te kosmetyki będą dostępne w sieci Drogeria Natura, ale nie w każdym sklepie. Jestem dociekliwa. Zadzwoniłam do nich i zapytałam, w którym sklepie w Warszawie na pewno trafię na tę markę. Odesłali mnie na Ursynów. Odwiedziłam dwa sklepy. Z jednego odsyłali mnie do drugiego (i tak w kółko!). Oczywiście w obu nic nie było. A w jednym jeszcze był specjalny regał z napisem „kosmetyki naturalne”. Przy czym poza Sylveco nie było tam nic godnego uwagi. Jakieś greckie (kraj pochodzenia kosmetyków) tragedie (jeśli chodzi o skład) – typowy greenwashing. Udajemy naturalne, a skład mówi sam za siebie. Tak więc Lavery nie udało mi się dostać w żadnym ze wskazanych sklepów sieci Drogeria Natura. W związku z tym zraziłam się do nich, bo wprowadzają klienta w błąd i nawet, gdyby teraz się pojawiły, to ja już tam nic nie kupię. Szkoda, bo Laverę bardzo lubię. Samoopalacz Lavery sprowadziłam w końcu z niemieckiego Rossmanna. Nie opalam się, ale blada chodzić nie zamierzam;)

Mój trzeci letni niezbędnik to czysty żel aloesowy Santaverde. To taki kosmetyk-lek. Jest dobry po opalaniu, łagodzi oparzenia słoneczne, ale także ukąszenia komarów, różne zaczerwienienia i otarcia. W ogóle jak go nakładam, to mam ochotę się napić soku z aloesu. Jest bezzapachowy, ale ja czuję delikatną aloesową nutkę, która jest bardzo przyjemna. Żel błyskawicznie się wchłania, nie klei się i ma poręczną tubkę z zakrętką, która nigdy nie odpada (odkręca się do pewnego momentu i robi się dziurka, przez którą leci żel). Do nabycia tu: http://santaverde.shoper.pl

A japonki, okulary słoneczne i inne letnie akcesoria, to już według własnego gustu…:)