Obiekt pożądania, towar deficytowy i to podwójnie! Bo to są ekologiczne żele antybakteryjne, czyli z bardzo dobrym składem i certyfikatem naturalnym (USDA Organic). Niestety ja też podziwiam je tylko na zdjęciu, bo to nie moje, tylko rodziny z USA. Udało im się kupić ostatnie w Whole Foods.

Znikają z półek na całym świecie. Wszystkie, naturalne i nie. Bez różnicy. Ja mam w tej chwili ostatni ekologiczny Bentley Organic, który trzymam dla dziecka. Sama używam takiego zwykłego chemicznego, tyle że bez triclosanu na szczęście. Ale żel jest na drugim miejscu.

Podstawą jest mycie rąk (instrukcji jak myć ręce przewinęło się tu już tyle, że nie będę się powtarzać). A więc kiedy używam żelu?

gdy wysiadam z taksówki – dotykałam klamki, banknotów, monet

gdy robię zakupy – wykładanie towaru, dotykanie przycisków na terminalu, gdy płacę (założę się, że tam jest sporo bakterii, bo przecież nikt klawiatury terminala nie dezynfekuje)

gdy wychodzę z jakiegokolwiek miejsca publicznego – po zamknięciu drzwi i wyjściu na zewnątrz, zanim dotrę do domu.