Wasza czujność jest iście rewolucyjna! Wczoraj zamieściłam na insta story kilka próbek kosmetyków, które pokazałam jako nowości i że wkrótce napiszę o nich więcej. Dostałam w krótkim czasie sporo wiadomości, czy to żart, czy ja to na pewno polecam?! A może pojawiło się faktycznie coś nowego z dobrym naturalnym składem? Nawet jedna z firm wysłała mi serduszko… Rozwiewam wszelkie wątpliwości – nic z tego nie polecam. To był prima aprilis;)

Zbierałam te próbki, żeby Wam pokazać składy i jednocześnie zaznaczyć składniki, których należy unikać. Zacznijmy do kuracji antybakteryjnej Ziaja med. Dodatek med nic dla mnie nie znaczy, to tylko slogan reklamowy. Co mamy w składzie? Silikony, glikole, PEG-i. Ale najlepsze jest na końcu – konserwanty Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Diazolidinyl Urea. Parabeny to pikuś. Te dwa ostatnie to są dopiero toksyczne składniki. Oba to tzw. uwalniacze rakotwórczego formaldehydu. Choć dopuszczone do stosowania w kosmetykach, to tylko w ograniczonym stężeniu (odpowiednio 0,1% i 0,5%), a producenci sami od nich odchodzą, bo są inne, mniej szkodliwe konserwanty. Z tego powodu Ziaja, która je stosuje, tak bardzo mi się nie podoba. Te dwa składniki są wręcz toksyczne, mogą powodować alergie skórne, a są też badania wskazujące na ich działanie rakotwórcze:

https://www.ewg.org/skindeep/ingredient/700019/2-BROMO-2-NITROPROPANE-1%2C3-DIOL_%28FORMALDEHYDE_RELEASER%29/# 

https://www.ewg.org/skindeep/ingredient/701923/DIAZOLIDINYL_UREA_%28FORMALDEHYDE_RELEASER%29/# 

Następnie mamy żel do mycia twarzy Dermedic, który rzekomo „delikatnie oczyszcza”. Dlaczego rzekomo? Bo mając w składzie Sodium Laureth Sulfate nie odważyłabym się użyć sformułowania „delikatnie”, ale raczej „szoruje jak płyn do mycia naczyń”. W składzie mamy też PEG i DMDM Hydantoin. Ten ostatni to też uwalniacz formaldehydu:

https://www.ewg.org/skindeep/ingredient/702196/DMDM_HYDANTOIN_%28FORMALDEHYDE_RELEASER%29/#

Japończycy zabronili jego stosowania w niektórych kosmetykach. Działa drażniąco na skórę, oczy i płuca (przy wdychaniu). Podejrzewany o działanie rakotwórcze i może powodować szybsze starzenie się skóry. Dziękuję, nie używam.

Janda – to dopiero odkrycie. Cenię Krystynę Jandę jako aktorkę, ale jej kosmetyki wcale. Najpierw ubawiły mnie drony kosmetyczne (to ich zastrzeżona nazwa własna?!), które mają tu działać na odbudowę fundamentów skóry. O matko i córko! Nie słyszałam jeszcze czegoś takiego. Na liście INCI drony zmieniają się w dużą dawkę silikonów zakonserwowanych zestawem parabenów. Jakieś tam ekstrakty się znajdą w tym morzu składników rodem z tablicy Mendelejewa, ale dla mnie giną w tym chemicznym gąszczu, podlanym wielokrotnie alkoholem.

Na opakowaniu hasło: bądź prawdziwa! Rezultat? Świetnie wyglądająca skóra ze spłyconymi zmarszczkami. No nie wysiliła się agencja reklamowa z tym przekazem. Lista składników mnie nie przekonała. Pozostanę przy zdolnościach aktorskich właścicielki marki kosmetycznej, a na ten projekt spuszczę zasłonę milczenia.

Na koniec mojego prima aprilisowego żartu Pharmaceris, czyli linia apteczna Dr Ireny Eris. No i znowu – linia apteczna nie oznacza, że jest ekologiczny skład, że nie ma potencjalnie toksycznych składników. Bo mamy tutaj przeciwsłoneczny filtr chemiczny, glikole, PEG-i i oczywiście silikony. Dla mnie to nie jest zestaw, który zaleczy trądzik. Nie ryzykowałabym stosowania na własnej skórze, bo bałabym się, że dostanę po nim jakiegoś niekontrolowanego wysypu krostek i innych pryszczy. Slogan – przebadano dermatologicznie oczywiście też na mnie nie działa. Każdy kosmetyk jest przebadany dermatologicznie. To żadne odkrycie.

Podsumowując – to tylko próbki, których nie zamierzam nawet testować. Na szczęście na każdej z nich jest lista składników. Można sobie poczytać i zobaczyć, że to nie są kosmetyki naturalne. Nic z tego mi się nie podoba i nic nie polecam. Polecam za to czytać listę składników. A jak nie, to czytać mojego bloga – tu jasno piszę, co ma naturalny skład, a co nie.