Weleda Polska zorganizowała spotkanie z położnymi przy okazji promocji linii dla dzieci. Ja bym chciała, żeby takie pogadanki były obowiązkowym punktem w ramach szkoły rodzenia w Polsce. Póki co jedynie prywatny szpital Medicover daje wyprawkę Weledy. Moją wyprawkę, jaką dostałam 3 lata temu z państwowego szpitala, mogłabym pokazywać jako przykład, czego nie należy stosować.

Położne zwróciły uwagę na ciekawą rzecz, o której być może nie wszystkie mamy wiedzą. Noworodek, który chce jeść co 1,5 godziny to nie jest tylko głodomór. Przystawienie do piersi to także kontakt cielesny z matką, który dla takiego malucha jest absolutnie bezcenny i konieczny.

Podobnie z codzienną pielęgnacją. Nie chodzi o gruntowne smarowanie oliwką, tylko o dotyk matki, głaskanie i przytulanie.

Położne obaliły panujący wciąż mit – „nie noś, bo potem będziesz nosić cały czas”. Nieprawda. Noś malucha na rękach, ile wlezie. Przyjdzie czas (szybciej niż myślicie), że dziecko już nie będzie chciało być na rękach ani się nadmiernie przytulać. Także okazję trzeba wykorzystywać i kuć żelazo póki gorące. Moja trzylatka chce być aktualnie bardzo samodzielna i teraz ja mam częściej ochotę wziąć ją na ręce niż ona sama (nie liczę technicznych komend typu podnieść mnie tam, bo nie mogę dosięgnąć). Podobnie jest z pielęgnacją. Tosia chce teraz sama się smarować, ale najchętniej moimi kosmetykami. Rozwiązanie? Bardzo proste. Używamy tych samych produktów.

Seria dla dzieci jest o tyle fajna, że nadaje się także dla mam. Ja zresztą skłaniam się ku temu, żeby mamy (zwłaszcza noworodków) używały tych samych kosmetyków dla dzieci. Bo przecież dziecko nie ma wcale ochoty się przytulać do uperfumowanej sztucznymi zapachami matki. To bardzo słuszne i praktyczne rozwiązanie. Kosmetyki dla dzieci mają dla dorosłych wiele różnych zastosowań. Łatwo jest dzielić razem płyn do mycia, czy oliwkę do ciała. Natomiast krem na odparzenia pieluszkowe jest świetny na trądzik i drobne wypryski. Stosowałam niejednokrotnie na sobie. Z kolei calendula pflegekrem Weledy sama używam do twarzy na mróz. Wszystkie kosmetyki są oczywiście bez żadnych sztucznych zapachów. Naturalny zapach olejów i nagietka przypadł nie tylko mi do gustu, bo Tosia powąchała krem i mówi: „och jak ładnie pachnie!”. I właśnie o to chodzi. Nie chciałabym zepsuć jej zmysłu węchu sztucznymi zapachami.