Mam mieszane uczucia po targach Ekocuda. Nastawiłam się na to, że organizatorzy przeselekcjonują wystawców i na targach będą TYLKO kosmetyki naturalne, ekologiczne, organiczne – nie ważne, jak je nazwiemy (w polskim prawie nie ma definicji kosmetyku naturalnego), ale chodzi o to, żeby miały dobry skład. 
Niestety na targach nie wszystkie firmy, które się wystawiały miały dobry skład. Ba! Niektóre miały skład fatalny, wystawcy o tym wiedzieli i nawet mnie informowali. Tak było w przypadku kosmetyków z Morza Martwego. Naturalna było tylko sama sól z Morza Martwego i chyba błoto. Reszta miała całkowicie nienaturalny skład. Litanie parabenów i innych rakotwórczych składników, których tak dawno nie widziałam, że nawet zapomniałam, że istnieją. 
Zaczepił mnie też pan z firmy Forever Living coś tam z aloesem. Nie wiedział, co robi. Zadał mi, spacerującej między stoiskami, pytanie, czy chcę poznać nowe kosmetyki. Rzuciłam okiem na jego koszulkę z logo i już wiedziałam, że będzie tego pytania żałował. Grzecznie odmówiłam, ale on był chyba prosto po szkoleniu ze sprzedaży, bo nie dawał za wygraną i dalej mnie nagabywał. Powiedziałam: – ok, proszę mi pokazać dowolny kosmetyk, bo chcę zobaczyć listę składników. Następnie odczytałam mu 3 parabeny, propylene glycol i oznajmiłam, że to dla mnie dyskwalifikacja na całej linii i takich kosmetyków nie używam. Lekko się zdziwił, ale nie miał już więcej pytań. 
Denerwuje mnie to, że takie osoby w ogóle znalazły się na tych targach. Ja umiem czytać listę składników, robię to bardzo wnikliwie. Rozróżniam totalny syf, eko ściemę i kosmetyki, które mają w miarę fajny skład poza np. zapachem, który jest ewidentnie sztuczny. Ale to wyższa szkoła jazdy. Na targi przyszły przecież także dziewczyny, które chciały poznać kosmetyki naturalne, bo o nich słyszały i spodziewały się, że tutaj dostaną wszystko w jednym miejscu. Wiele z nich nawet nie zdawało sobie sprawy, że zostały wpuszczone w maliny przez organizatorów. Bo zaufały organizatorom, że tutaj są eko cuda, czyli kosmetyki naturalne, wybrane przez organizatorów, którzy wiedzą, co wystawiają, nie idą na ilość, tylko na jakość.
Wiosną planowana jest kolejna edycja targów. Liczę, że organizatorzy wyciągną wnioski, bo jeśli okaże się, że hasło „eko” to tylko dobra przynęta do zrobienia interesu na kosmetykach, to mnie się to nie podoba. Jak się organizauje eko targi, to chcę, żeby tam było tylko eko. Trzeba było podzielić wystawców na producentów i dystrybutorów kosmetyków naturalnych i powiedzmy pół-naturalnych, a osobno umieścić pozostałych, bo zostało jeszcze miejsce w holu Domu Braci Jabłkowskich.
A propos miejsca – to wychodzenie do holu też mi się nie podobało. Oczekiwałabym, że przestrzeń będzie lepiej zaaranżowana. Tymczasem prosto z dmuchawy przy wejściu były już stoiska kosmetyków, gdzie biedne dziewczyny, które się tam wystawiały na zmianę marzły i się pociły. 
Pomysł zorganizowania targów był świetny, ale organizacja i dobór wystawców pozostawał wiele do życzenia. Jestem krytyczna, bo pierwsza edycja powinna być perfekcyjnie zorganizowana. Rynek kosmetyków naturalnych się rozwija, jest coraz większa świadomość konsumencka, więc trzeba było to zrobić na takim poziomie, żeby zachęcić nowe klientki, a nie zrażać je tym, że nagle w domu otwierając torbę z zakupami okaże się, że wcale nie kupily kosmetyków naturalnych, choć były na targach Ekocuda.