Jeszcze do mnie nie dotarł, bo jest za oceanem, ale już samo zdjęcie sprawia, że jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać, kiedy zacznę używać nowe kosmetyki. Jak każda kobieta uwielbiam kosmetyki, ale Douglas i Sephora już nie mają dla mnie wiele do zaoferowania, więc na każdą nowość niedostępną na naszym rynku patrzę z wytrzeszczonymi oczami i zachowuję się jak mała dziewczynka w sklepie z zabawkami.

Acure Organics – nieznana mi do tej pory amerykańska marka. Zajrzałam z ciekawości na listę składników szamponu i odżywki, a tam na pierwszym miejscu jagody acai. Skład szamponu i odżywki nie przypomina typowych kosmetyków tego typu dostępnych w Polsce – nawet organicznych, gdzie łatwo jest rozpoznać zamienniki dla SLS-ów (Lauryl Glucoside, czy Sodium Coco Sulfate). Tu nic takiego nie ma, co oznacza, że da się zrobić szampon, który nie ma na początku składu standardowych składników myjących, które mogą wysuszać skórę głowy.

Czeka mnie też testowanie kokosowo-dyniowego żelu pod prysznic. Sezon na dynie już rozpoczęłam – namęczyłam się już robiąc krem z dynii (męka polega na obieraniu i krojeniu dyni na kawałki). A teraz chętnie spróbuję dynię w kosmetykach. Ujędrniający balsam do ciała z trawą cytrynową i olejem arganowym też jest obecnie bardzo pożądanym przeze mnie kosmetykiem. Dwa razy dziennie smaruję się grubą warstwą oleju albo balsamu do ciała i rozstępy się nie pojawiają.

Ciekawa jestem także masła shea. To dla mnie wielofunkcyjny niezbędny kosmetyk, który każda kobieta powinna mieć w łazience. Ostatnie, jakie miałam, nie przypadło do gustu domownikom jeśli chodzi o zapach. Ja nie jestem tak wybredna, ale nie ukrywam, że jeśli kosmetyki ekologiczne ładnie pachną, tym przyjemniej się je używa. Z niecierpliwością czekam, aż otworzę nowy słoiczek.

Tak więc prezenty pożeram teraz jedynie wzrokiem, ale już się z nich cieszę.