Dwa produkty: serum do twarzy i krem na dzień. Bez kompozycji zapachowej, za to z mnóstwem olejów i wyciągów roślinnych. Zacznijmy od serum.

Na liście składników oleje: słodki migdał, wiesiołek, nagietek, jojoba, lawenda, dzika róża, kadzidłowiec, granat, róża damasceńska, rumianek, do tego witamina E. I to koniec listy składników. Nie wystarczy jednak we własnej kuchni wlać te wszystkie oleje do fiolki, bo sekret tkwi nie tylko w proporcjach, ale i pochodzeniu roślinnych składników. Tu wszystkie pochodzą z upraw ekologicznych. Serum ma wręcz lekką konsystencję, ładnie się rozprowadza na skórze i szybko wchłania.

To wersja do cery tłustej i mieszanej, i absolutnie nie należy się bać jego olejowej konsystencji. Używam od czoła po głęboki dekolt, a nawet czasami pod biust, po spryskaniu hydrolatem (aktualnie różany). Skóra po nim jest gładka, bardzo dobrze nawilżona i rozjaśniona. Lekko się błyszczy, ale to jest zdecydowanie bardziej bajerancki glow niż tłusty olej, co się nie chce wchłonąć. Aż lubię sobie pochodzić chwilę mając na skórze tylko to serum i poczekać przy okazji z nałożeniem kremu.

Teraz czas na krem – też wersja do cery tłustej i mieszanej. Zacznę od konsystencji – petarda. Założę się, że przeciwniczki naturalnych kosmetyków, które zarzucają im nieatrakcyjność i właśnie dziadowskie konsystencje, tutaj przy blind teście by pewnie go pomyliły z jakimś La Praire czy innym Lancomem. Przy nakładaniu już czuć, że to dobry krem. Delikatny przyjemny zapach nie jest efektem dodanej kompozycji zapachowej, tylko samych składników, co nie jest łatwe do osiągnięcia. W składzie 13 ekstraktów roślinnych, m.in. nagietek, wiesiołek, lawenda, marchew, kadzidłowiec, geranium, olej sezamowy. Bardzo dobrze nawilża i nie jest to tylko moja opinia, bo producent zrobił własne badania kliniczne i wszystkie przebadane osoby potwierdziły wzrost poziomu nawilżenia. Skóra gładka i promienna. To prawdziwy ekologiczny luksus.