Przechodząc na kosmetyki ekologiczne porzuciłam całkowicie mydła w kostce. Te zwykłe oparte o tłuszcze zwierzęce, wysuszają skórę na wiór i stąd kostka kojarzyła mi się ze wszystkim, co złe. Sucha, łuszcząca się skóra. Swędząca, ściągnięta, domagająca się natychmiast balsamu do ciała. To wszystko fundowały mi mydła, których głównym składnikiem jest sodium tallowate. Myślałam, że nie produkuje się już kosmetyków opartych o tłuszcze zwierzęce, ale myliłam się. To tani składnik. Wystarczy go zatuszować dowolnym (sztucznym oczywiście) zapachem i może zalegać na półce drogeryjnej i supermarketowej. Dziękuję. Postoję.

Stąd przez długi czas używałam jedynie żeli pod prysznic studiując uprzednio wnikliwie ich skład. Mydła omijałam szerokim łukiem. Z czasem zaczęły pojawiać się sklepy z mydłami glicerynowymi. Problem z nimi był taki, że były sztucznie barwione i miały sztuczne zapachy – tę sztuczność dało się wyczuć na odległość. 

Pierwszym mydłem w kostce z dobrym składem, które zaczęłam używać, było mydło Aleppo. Potem stopniowo szukałam innych mydeł opartych o składniki roślinne. Zwykle nie poprzestaję na jednym, tylko sprawdzam od razu całe linie zapachowe. Ucieszyłam się, gdy okazało się, że Pat&Rub poszerzyło ofertę o mydła w kostce. Jest ich pięć. Różnią się nie tylko zapachem, ale kształtem i konsystencją. 

W rankingu zapachowym na pierwszym miejscu ustawiłabym mydło z przyprawami korzennymi. Pachnie trochę goździkami, trochę ciasteczkami. Bardzo lubię ten zapach. Mydło prostokątne, poręczne, miękkie. Nie jest zbyt duże, dlatego dobrze mieści się w dłoni i nie ucieka. Problemem wszystkich tych mydeł jest to, że są miękkie i szybko się topią. Dlatego powinny leżeć na ażurowej mydelniczce, która nie trzyma wody, bo inaczej przekształcają się w mydła w płynie, a nie o to nam przecież chodzi.
Na drugim miejscu stawiam mydło nagietkowe. Pachnie łąkowo, lekko kwiatowo, ale nie duszno, tylko miękko i naturalnie. Jest mniej narzucające się niż korzenne, więc trafi w szersze gusta. 
Dalej plasuje się niebieskie mydło dla dzieci. Pachnie dziecinnie, delikatnie, trochę mlecznie. Jest okrągłe i ma uroczy wzorek w gwiazdkę. Bardzo łatwo się namydla. Chociaż przeznaczone dla dzieci, można przecież stosować niezależnie od wieku. Zawsze podkreślam, że nie należy bezkrytycznie sugerować się przeznaczeniem na opakowaniu nawet ekologicznych kosmetyków, tylko używać wedle własnych potrzeb. 
Na czwartym miejscu mydło odświeżające. Szczerze mówiąc to jego zapach nie zapadł mi w pamięć, więc albo był neutralny (w sensie nic wyjątkowego) albo nieciekawy. 
Na ostatnim miejscu mydło orientalne. Fajna pomarańczowa glicerynowa kostka, dobrze się używa, ale ten zapach… niestety zapada w pamięć. Orientalna woń jest wyjątkowo cierpka. Zapach na początku jest koszmarny, brudny, ciężki i swędzi w nos. Co ciekawe, nuta zapachowa rozwija się w miarę zużywania się mydła i pod koniec kostki jest już całkiem znośne. Ale nie polecam tego eksperymentu zapachowego. Pozostałe mydła są po prostu fajniejsze.