Pewna modna knajpa w Warszawie (i Krakowie) słynie z francuskich śniadań – świeże bagietki, konfitura, czekolada, kawa latte i prosecco. Doskonały pomysł przyciąga niezmiennie hipsterów, celebrytki, wystylizowane pieczołowicie (choć udające skromną niedbałość) dziewczęta uczesane w naprędce spięte koki z raybanami na nosie. Na stolikach MacBooki, w ręku iPhony – reklama koncerny Apple leci 24h. W tych godzinach też można zjeść francuskie śniadanie. Obsługa zarówno w Warszawie, jak i Krakowie, jest lekko niegramotna, ale powiedzmy, że taki urok knajpy. Skupmy się jednak na śniadaniu. Podoba mi się pomysł na takie śniadanie od czasu do czasu, ale zawiodły mnie etykiety „home made” konfitury i czekolady. 

Zacznijmy od konfitury truskawkowej. Żeby zrobić jakikolwiek dżem wystarczą owoce i cukier. W wersji zdrowotnie wypasionej – cukier brązowy demerara albo muscavado. Może być od biedy biały. Bywają znacznie gorsze słodziki, ale o tym za chwilę. Niestety za cukrem w składzie jest agar (E406) – glonowy odpowiednik żelatyny wieprzowej. Niby nieszkodliwy w zastosowaniach spożywczych, ale wykazuje pewną toksyczność przy połknięciu i może powodować reakcje alergiczne (wg aplikacji e-food). 3,5 grama agaru zabije dorosłego szczura. Może i się trochę czepiam, ale bez agaru konfitura byłaby wyśmienita. Gorzej z czekoladą.
Skład czekolady już mi podniósł ciśnienie, z powodu choćby mylących oznaczeń, żeby nie powiedzieć oszustwa. Na pierwszym miejscu mleczna czekolada belgijska. Przecież to nie jest składnik, tylko produkt. Ta mleczna belgijska czekolada składa się z miazgi kakaowej, ma jakiś procent kakao (no wlasnie ile?!), zawiera pewnie cukier, może lecytynę sojową i jeszcze kilka innych składników. Belgijski przydomek nie czyni z niej niczego wyjątkowego niestety. 
Olej roślinny i syrop glukozowy to dwa składniki, które mogą być genetycznie modyfikowane. Olej roślinny może być z modyfikowanej soi, a syrop glukozowy zwykle jest z modyfikowanej kukurydzy. Z dwojga złego wolę biały cukier niż syrop glukozowy, który w USA (skąd pochodzi) został właśnie uznany za główną przyczynę otyłości wśród amerykańskich nastolatków. 
Mleka UHT rownież nie nazwałabym naturalnym składnikiem, tylko wygodnym dla producentów płynem o wyjątkowo długotrwałym terminie przydatności. Mleko w proszku to z kolei pozbawiony witamin produkt strategiczny na wypadek globalnego pomoru krów, czy innej wojny, ale w normalnych okolicznościach lepiej go unikać, bo w nadmiarze może powodować miażdżycę i przyczyniać się do rozwoju raka piersi, czy raka skóry.
Zgadza się, że mleczna czekolada nie zawiera konserwantów, ale to by było na tyle, jeśli chodzi i prawdziwe stwierdzenia. Pozostałe zdania na etykiecie mnie nie przekonują. Nad tym produktem „home made” trzeba jeszcze trochę popracować…