W takie krótkie listopadowe dni poprawiam sobie humor tymi małymi cudeńkami.

Olejek arnikowy do masażu Weleda – to miniaturka, ale w porządnym szklanym opakowaniu, które mogę ponownie wykorzystać i wlać inny olejek i zabrać ze sobą na basen czy na krótki wyjazd.

Olejek do twarzy super seed facial formula Sister&Co – skoncentrowana mieszanka wysokiej jakości olejów – m.in. z dzikiej róży i oleju z amazońskiego drzewa akai, który zawiera naturalny retinol i kwas linolowy (ma silne właściwości antyoksydacyjne i antynowotworowe). Tak więc ten olejek to kosmetyk bardzo odżywczy i przeciwzmarszczkowy.

Emulsja nawilżająca na dzień Dr. Hauschka – mam sentyment do tej marki, bo to jedne z pierwszych naturalnych kosmetyków, jakie używałam (jakieś 15 lat temu). Bardzo lubię ich naturalne zapachy. Emulsja ma konsystencję mleczka (stąd niemiecka nazwa gesichtmilch, ale nie mylić z produktem do demakijażu). Działa bardzo odżywczo na zmęczoną skórę.

Serum hydro effect Lavera – serum z kwasem hialuronowym i ekstraktem z alg. Uwielbiam oba składniki i uważam je za bardzo cenne i odżywcze dla skóry. Serum chroni przed negatywnym działaniem środowiska zewnętrznego, a więc zanieczyszczonym powietrzem i smogiem.

Krem Skin Food Weleda – hit Weledy, o którym pisałam już wielokrotnie. Świetny jako krem do twarzy, do rąk (na szorstkie zmarznięte dłonie) i do stóp (najlepiej z masażem przed snem). Kolejna tubka i na pewno nie ostatnia.

Pomadka ochronna Vianek – pomadek ochronnych u mnie nigdy dość. Fajna, tłusta, odżywcza, z olejem z pestek moreli, jojoba i masłem shea. Wybaczam tutaj sztuczny zapach.

Pomadka i błyszczyk do ust Jane Iredale –w kolorze śliwkowym, dla mnie idealnie jesienny. Można wymieszać z przezroczystym błyszczykiem, który jest na drugim końcu albo stosować osobno. Mamy więc tu 3 różne kosmetyki kolorowe do ust. W składzie m.in. olej z awokado, olej jojoba i ekstrakt z imbiru. A więc nie tylko kolorówka, ale i pielęgnacja.