Oto, jak producenci wpuszczają nas w maliny, a właściwie w sztuczne słodziki, konserwanty i szkodliwą chemię. Gdyby to były faktycznie maliny, to bym się cieszyła. Mam przed nosem „zdrową” przekąskę. Mała jednorazowa porcja gotowa do zalania kefirem lub jogurtem, na zdjęciu płatki owsiane i informacja o wysokiej zawartości błonnika. Wydaje się, że nie jest źle. A to nieprawda.

W składzie za płatkami owsianymi zaczyna się bonanza. Na drugim miejscu syrop glukozowo-fruktozowy, czyli mój wróg numer jeden. Omijam wszelkie produkty z tym dodatkiem (choć nie jest łatwo, bo ostatnio znalazłam go nawet w żurawinie do mięs, ale o tym kiedy indziej). Nawet Amerykanie przyznali, że syrop glukozowo-fruktozowy (który tak chętnie wprowadzali na rynek lata temu) jest przyczyną otyłości już u dzieci i uzależnia (jemy wciąż więcej słodkich produktów).

Dalej w składzie „crunchy naturalne” mamy cukier, tj. kolejna porcja niepotrzebnej słodkości. Za cukrem tłuszcz roślinny. Cóż, jakiś olej roślinny to faktycznie jest, ale raczej mieszkanka oleju palmowego, rzepakowego i innych zlewek po olejach roślinnych, bo chyba nikt nie spodziewa się tutaj oliwy z oliwek extra virgin.

Za tłuszczem roślinnym mamy ekstrudat pszenno-ryżowy, a w nawiasie wyjaśnienie, z czego się składa: mąka ryżowa, cukier, kaszka kukurydziana, mąka pszenna, ekstrat słodowy jęczmienny, sól. Ekstrudat jest rezultatem obróbki cieplnej surowców. To taki rodzaj chrupek, tylko niestety pozbawionych witamin (A, E, C i B) oraz kwasu foliowego (na skutek wysokiej temperatury). Ekstrudaty znajdują zastosowanie m.in. jako karma dla królików miniaturowych (smaczengo!). Pomijając mechaniczną obróbkę (czyli otrzymujemy żywność przetworzoną), należy podkreślić, że znów pojawia się w składzie cukier, którego mamy już nadmiar, a dodatkowo jeszcze dostajemy sól.

Dalej w składzie są wiórki kokosowe – to chyba obok płatków owsianych jedyne wartościowe i naturalne składniki. Ale nie ma się co ekscytować, bo wiórki są na końcu składu, więc za dużo ich w naszym produkcie nie ma.

Na koniec crunchy posolono, zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem. Jest tu jeszcze emulgator – lecytyna sojowa. Jest to mieszanka fosfolipidów, pozyskiwanych w procesie przetwarzania soi. Lecytyna sojowa pomaga utrzymać razem składniki słodyczy, sprawia też, że ciasto staje się mniej lepkie i lepiej wyrasta. Problem w tym, że ziarna soi mają jeden z najwyższych wskaźników zanieczyszczenia pestycydami wszelkich upraw, a do tego soja jest modyfikowana genetycznie. Co powoduje lecytyna sojowa? Problemy żołądkowe, wysypki, zawroty głowy, niewyraźne widzenie. Niewskazana jest także dla kobiet w ciąży i karmiących. Oczywiście, jeśli mamy do czynienia z soją uprawianą bez pestycydów i nie modyfikowaną genetycznie, powyższych efektów ubocznych nie musimy się obawiać, ale jakoś nie wierzę w ekologiczną soję w naszym pseudo naturalnym crunchy.

Ostatni na liście składników jest aromat. Nie mam wątpliwości, że sztuczny, bo inaczej byłoby to zaznaczone na opakowaniu (aromat naturalny). Dostajemy więc sztuczny zapach, żeby pobudzić apetyt i zjeść więcej.

Coś na ząb jest kompletnym śmieciem, zboża na zdjęciu powinny być tu przekreślone toksycznym pomarańczowym krzyżykiem, takim samym jak na Domestosie. „Wysoka zawartość błonnika”, którą chwali się producent to nic w porównaniu do paskudnych składników całej mieszanki. Dziękuję. Nie zjem. Do widzenia.