Nie noszę podróbek. Po prostu nie lubię. Ale z oryginalnymi rzeczami pojawia się inny kłopot. Niestety renomowane koncerny modowe produkują często w Chinach. Zdarzyło mi się zakupić markową torebkę z wszywką made in China. Szydło wyszło z worka, gdy rączka nagle się urwała i odsłoniła „wnętrzności” konstrukcji. Byłam rozczarowana, ale z torebką Burberry pożegnałam się bez żalu.

Szukam więc torebki, która nie kosztuje fortuny, jest oryginalna i nie jest produkowana w Chinach, czy innym Bangladeszu. Nie uniknę ubrań i przedmiotów codziennego użytku z Chin, ale chcę mieć wybór tam, gdzie jest to możliwe. Przypadkowo weszłam do butiku z galanterią skórzaną Cholewiński. Sama nazwa „galanteria skórzana” brzmi trochę komunistycznie, ale nie zraziłam się. Dałam szansę, bo spodobała mi się jedna torba z wystawy. Obejrzałam kilka egzemplarzy i urzekło mnie perfekcyjne wręcz wykonanie. Nie miałam wątpliwości, że torebki są robione w Polsce, w zakładzie rzemieślniczym z tradycjami. Wszystkie szwy równe, skóra dobrej jakości (ach, ten zapach!), ładne zamki błyskawiczne, porządna podszewka równo wszyta. Już wiedziałam, że nie wyjdę stąd z niczym. Wybrałam (a w zasadzie mój ukochany ją wypatrzył, a na jego guście zawsze mogę polegać) jasny beż z brązowym paskiem. Jestem zachwycona. Pakowna, pięknie wykończona torba, produkowana w Polsce (ok, zadzwoniłam do firmy i się upewniłam, że tak właśnie jest). Mam nadzieję, że będzie mi długo służyć.