Czas na przegląd mojej kolorówki. Dla wielu z Was to wydaje się znacznie trudniejsze od skompletowania naturalnej pielęgnacji. Zgadzam się z tym, choć to nie oznacza, że nie można mieć kompletu ekologicznych kosmetyków kolorowych. Trzeba się tylko trochę bardziej naszukać. Niestety wciąż wiele zagranicznych fajnych firm z eko kolorówką nie ma jeszcze w Polsce. Ale to powoli się zmienia. Jak spojrzycie na moje kosmetyki, to pewnie się zdziwicie, ale wszystkie, które widzicie na zdjęciach, można kupić w Polsce, a nie sprowadzać zza granicy. Co prawda, przez internet, ale warto podjąć to ryzyko i złożyć zamówienie w internetowym sklepie, bo jeśli używacie w miarę stonowanych kolorów, to wbrew pozorom, wcale nie jest tak trudno trafić z właściwym odcieniem.

Zacznę od korektora. Pixie Cosmetics to wciąż mój najlepszy korektor pod oczy do wielu lat. Przeżyłam już wiele ich opakowań (lepszych i gorszych) i wielokrotnie sam korektor chwaliłam. Zdaje się, że teraz znów będzie nowe opakowanie. Ale nic to. Zmianiły się również odcienie i ich nazwy. Teraz mam odcień Sweet Almomnd, ale widzę, że na stronie pojawiły się jeszcze nowe nienznane mi odcienie beżu. Ma dobry skład, kremową konsystencję. Wbrew pozorom ten ciemny beż nie jest wcale taki ciemny, na jaki wygląda. Ja się nie opalam i u mnie doskonale stapia się ze skórą pod oczami. To mógłby być samodzielny kosmetyk do minimalistycznego makijażu, żeby tylko lekko wyrównać koloryt pod oczami i wyglądać na bardziej wypoczętą, niż matka przeziębionej trzylatki, która aktualnie kaszle kilka razy w nocy, zrywając mnie z łóżka zza każdym razem.

Potem nakładam podkład. Żadne tam proszki. Owszem, używam też podkładów mineralnych, ale czasami mam po prostu ochotę na tradycyjny fluid, jakich się zwykle używa, ale oczywiście nie żadne Estee Lauder, tylko coś z porządnym składem. I taką konkurencją dla tych wszystkich osławionych perfumeryjnych podkładów typu Diory, Lancomy i inne Smashboxy, jest obłędnie kwiatowo pachnący podkład australijskiej marki Zuii. Trzeba zaryzykować zakup przez internet, ale już widać, że na stronie internetowej ukształtował się trend najpopularniejszego odcienia, który również ja mam – beige medium. Rozprowadza się błyskawicznie i naprawdę cudnie pachnie. Ten delikatny kwiatowy zapach spotkałam po raz pierwszy w kosmetykach naturalnych. Poza tym, jak widać, zużywa się bardzo ekonomicznie, pompka airless wyciska dosłownie wszystko.

Teraz ten podkład z korektorem wymaga u mnie przypudrowania, żeby przeżyć cały dzień w pracy. Używam do tego dwóch pudrów. Jeden to rozświetlający Earthnicity Minerals w kolorze Silk Glow Light, który jest prawie transparentny, ma mieniące się drobinki. Pewnie dlatego w połowie dnia zaczynałam się przez nie nieciekawie świecić, więc mieszam ten puder z odrobiną matowego pudru Annabelle Minerals. Na zdjęciu jest próbka tego pudru i zachęcam Was do zamawiania właśnie próbek, które zwłaszcza w przypadku kosmetyków mineralnych są bardzo wydajne. Na podstawie jednej takiej próbki można sobie wyrobić opinię, czy puder jest ok.

Po pudrze czas na odrobinę różu. Kompletnie nie znam się na konturowaniu. Nie oglądam tych wszystkich edukacyjnych filmików i nie robię na twarzy brązowych linii, bo nie wiem, w którym miejscu. Metodą prób i błędów nauczyłam się malować policzki w jednym konkretnym miejscu, żeby był kolor i żeby twarz wyglądała naturalnie. Uważam, że tu trzeba do tego dość samemu, bo przecież każda z nas ma inny owal twarzy i nie ma uniwersalnego ruchu pędzlem na policzkach dla każdego. Do policzków używam bronzera Jane Iredale w kolorze brzoskwiniowym – Peaches & Cream. Jestem ostrożna w jego nakładaniu, bo łatwo przesadzić. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej nałożyć mniej i poprawić niż za dużo, bo trudniej potem usunąć i zapudrować.

Zamiennie z bronzerem używam wielofunkcyjnego różu do policzków i ust od RMS Beauty w kolorze demure. To świetny kosmetyk do szybkiego makijażu. Kolor jest typowo różowy, a więc odmładzający, żywy. Na ustach i policzkach wygląda naturalnie i wcale nie jak tandetna różowa landrynka (wiecie, co mam na myśli).

Drugi wielofunkcyjny kosmetyk to rozświetlacz RMS Beauty – odcień magic luminizer, który stosuję tuż nad różem. Ma podkreślić kości policzkowe, ale nie może być pod oczami, bo wtedy zrobi nam świecące worki. Ten sam rozświetlacz nakładam na środek górnej powieki – jasne spojrzenie gwarantowane.

Uzupełnieniem jasnego i wypoczętego spojrzenia (niebędącego efektem odpowiedniej ilości snu oczywiście) jest żółta kredka Zuii na dolnej powiecie, dokładnie na tzw. linii wodnej, która powiększa optycznie oko. Tę samą kredką powiększam usta robiąc ledwo widoczną kreskę nad górną wargą na środku (tzw. łuk kupidyna, czyli ten rowek na środku ust pod nosem). Kreskę trzeba rozetrzeć tak, aby ten fragment górnej wargi był jaśniejszy od reszty ust. To właśnie daje efekt powiększonych ust bez ostrzykiwania (co jest dla mnie kluczowe, jako osoby, która mdleje na widok igły).

Przed pomalowaniem rzęs robię na górnej powiece delikatną kreską od połowy oka na zewnątrz. Używam do tego eyeliner w sztyfcie Mystikol od Jane Iredale w kolorze Dark Topaz. Brąz nie daje tak upiornego spojrzenia jak czerń, a ładnie podkreśla oko. Do tego czarny tusz do rzęs SO BIO na górne rzęsy (dolnych zwykle nie maluję). Efekt jest bardzo dobry. Wiele eko tuszy bardzo delikatnie podkreśla rzęsy. Ten jest naprawdę niezły – pogrubia i wydłuża, nie zostawia grudek. Widać, że rzęsy są pomalowane, ale nie kapią.

Podkreślam jeszcze brwi przy pomocy brązowej paletki do brwi od Couleur Caramel. Używam cały czas najjaśniejszego odcienia spośród tych trzech brązów, a i tak jest wystarczająco ciemny.

Na koniec pomadka do ust. Moim ostatnim odkryciem jest fantastyczna pomadka w kredce od Juice Beauty Phyto Pigment Luminous Lip Crayon w kolorze 08 Venice. Wcześniej miałam tradycyjne pomadki, nie używałam szminek w kredce. Od tej Juice Beauty jestem już uzależniona. Wykręca się, nie trzeba jej temperować. Jest odpowiednio miękka, ale nie za bardzo. Nawilża usta i absolutnie nie powoduje, że usta robią się po jakimś czasie suche.

I w ten właśnie sposób mam kompletny makijaż przy pomocy wyłącznie kosmetyków naturalnych. Żadnych wyjątków. Żadnych kompromisów. Jak widzicie – da się.