Moja kolekcja błyszczyków, trochę kolorowych pomadek i tusze do rzęs. Jestem mało odważna jeśli chodzi o błyszczyki. Czasami szaleję z kolorami pomadek, ale jak przyjdzie co do czego, to potem neutralizuję jasnym błyszczykiem. Zresztą w tym roku jakoś nie poszalejemy z pomadkami do ust przez obowiązek noszenia maseczek, ale obiecuję sobie, że gdy skończy się pandemia, ruszę w miasto z mocno pomalowanymi ustami. Coś mi się wydaje, że nie ja jedna mam taki plan. A teraz przechodzimy do konkretów.
Błyszczyki:
Puro Bio – genialny przezroczysty błyszczyk, nie spodziewałam się po kosmetyku naturalnym takiego efektu. Kupiłam w ciemno na targach kosmetycznych. Bardzo miłe zaskoczenie.
Alterra – od niedawna w polskim Rossmannie, ja już znam od lat, bo kupuję czasami w Niemczech. Tanie kosmetyki i w tym przypadku oznacza to słabe. Choć kolor niezły, to na ustach trzyma się może kwadrans. I trzeba się nagimnastykować, bo ciężko w ogóle coś nałożyć na usta.
Alverde – z niemieckiej drogerii dm. Z jednej strony matowa pomadka, z drugiej błyszczyk. Nie trafiłam z kolorem. Poza tym oba do kitu. Ale na szczęście to też tanie kosmetyki, więc nie ma co płakać.
Nude by nature – przechodzimy do wyższej ligii. Świetny błyszczyk na co dzień. Noszę go w torebce, tzn. nosiłam przed kwarantanną.
Kjaer Weis – witamy w ekstraklasie, czyli eko luksus. Oba odcienie mi pasują (ciemniejszy nie jest przytłaczający, tylko bardziej wyrazisty).
Pomadki – żadna z poniższych nie wysusza ust:
NCLA – nowość w ofercie marki od nietoksycznych lakierów do paznokci. Ostra wyrazista czerwień. Poczeka na jakieś wakacje (nie wiem jeszcze kiedy, ale na pewno wezmę tę pomadkę ze sobą).
Jane Iredale – typowy nude, fajny do mocniejszego makijażu oczu, albo jako stonowana wersja do pracy. Kremowa konsystencja, całkiem nieźle się trzyma na ustach.
Axiology – nie jest taka ciemna wbrew temu, co widać na zdjęciu. Wpada lekko w kolor pomarańczowo-marchewkowy, dla mnie to taki wiosenny ciepły odcień. Fajne zamknięcie (w zatyczce chowa się cała pomadka)
Felicea – lekki neutralny kolor, najkrócej z nich trzyma się na ustach, zwykle muszę poprawić błyszczykiem, żeby ją wzmocnić.
Tusze do rzęs:
Alverde – orze po rzęsach ostra plastikowa szcoteczka i nic. Absolutnie nie polecam.
Vapour – a tu wręcz odwrotnie, super tusz, obecnie mój ulubiony. I co ciekawe, nawet jak pomalowałam dolne rzęsy, co czynię rzadko, to nie ma pandy (tusz nie odbija się pod oczami).
Kazdy potrafi wspolczuc cierpieniom przyjaciela. Ale cieszenie sie jego sukcesem wymaga charakteru wysokiej klasy. Oscar Wilde.